Od kilku lat właśnie w ostatnim tygodniu sierpnia wracam do tego filmu. I zawsze wywołuje we mnie silne emocje. Zawsze budzi we mnie pewien sentyment. A powodów jest wiele…
Jerzy (Jakub Wesołowski), Andrzej (Mateusz Damięcki) i Piotr (Antoni Pawlicki). Przyjaciele, którzy w 1938 roku zdali maturę. Przyjaciele, którzy pochodzili z zupełnie różnych rodzin. Przyjaciele, których przyjaźń przetrwała nawet wtedy, gdy po maturze każdy z nich obrał zupełnie inną drogę. Przyjaciele, którzy byli przekonani o swojej nieśmiertelności… Wierzyli, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych…
Tu muszę powiedzieć o scenie, którą bardzo lubię. Zresztą to jedna z wielu… Po maturze Jerzy i Andrzej wstąpili do wojska. Jerzy dlatego, że jeszcze do końca nie zdecydował, jakim studiom chce się poświęcić, a Andrzej dlatego, że zbytniego wyboru nie miał. Wszak pochodził z rodziny wojskowej. Jedynie Piotrek nie przeszedł pomyślnie komisji poborowej i rozpoczął studia medyczne, ale nie oznaczało to, że został odstawiony przez przyjaciół. Ich przyjaźń była ponad to. Mało tego. Ich przyjaźń była silna i nierozerwalna. I zostało to idealnie pokazane właśnie wtedy, gdy Jerzy i Piotr odwiedzają "osieroconego" Andrzeja w Grudziądzu, gdzie służył w kawalerii. Jedna rozmowa przy stole, a tyle emocji. Nie ma wątpliwości jak ważne było dla nich to spotkanie. A później … skok do Wisły z grudziądzkiego mostu. I dlaczego właśnie tę scenę bardzo lubię? Pokazuje jak piękna była ich przyjaźń. Jaka prawdziwa i silna.
Inną sceną, którą bardzo lubię jest bal maturalny. Z ekranu aż bije ta radość i chęć życia. Chęć zabawy. I wolność! Oto w końcu nastąpił ten dzień, kiedy mogą świętować zamknięcie jednego etapu i startować w dorosłe życie. Ale póki co nie myślą o tym, co będzie jutro. Myślą o tym, co dziś! A dziś świętują! I rewelacyjnie wpleciona w tę scenę piosenka Może kiedyś innym razem podkreśla ich radość, żywiołowość, entuzjazm i beztroskę.
A później… Później czas mija na wykonywaniu nowych obowiązków. Obserwujemy Jerzego w szkole podchorążych w Zegrzu. Andrzeja w grudziądzkim pułku kawalerii. Piotra studiującego tajniki ludzkiego organizmu. I miłość… Każdy z nich szuka miłości. Każdy z nich zabiega o względy tej jednej jedynej.
Tymczasem do Polski docierają coraz częściej niepokojące informacje o niemieckich planach wobec Polski. O wojnie mówi się coraz częściej i coraz głośniej. I mimo tego, że młodzi z hardością deklarują, że przegonią wojska niemieckie z ziem polskich czuć w ich głosie nutkę strachu. Widać w ich oczach nutkę niepewności. A starsi? A starsi nie mogą odżałować, że ledwo dwadzieścia lat nacieszyli się wolnością i oto znowu trzeba walczyć.
1 września 1939 roku. Więc jednak wojna. Każdego z nich zastała w innych okolicznościach. Każdemu z nich zabrała wszystko. Bezpieczeństwo. Wolność. Bliskich. Dom. A nawet życie. Zrujnowała ich plany na przyszłość. Zrujnowała ich młodość. Zrujnowała ich szansę na spokojne i normalne życie, na rodzinę, na rozwój. Nie rozpoczną wymarzonych studiów. Nie skończą dopiero co rozpoczętych. Nie zdążą założyć rodziny. Nie zdążą pożegnać się z tymi, którzy są dla nich ważni. Nie zdążą wypowiedzieć tylu ważnych słów. Nie zdążą zrobić tylu rzeczy. Nie zdążą przeżyć tylu rzeczy…
To świetne kino, a reżyser Michał Kwiecień doskonale pokazał to, co bezpowrotnie utracono.