Niestety w styczniu przeczytałam tylko dwie książki i odsłuchałam tylko jednego audiobooka. Mam nadzieję, że luty (choć nieco krótszy) będzie dla mnie łaskawszy :)
Stanisław Lem i Szpital Przemienienia
To książka nie-fantastyczna, choć Stanisław Lem większości kojarzy się właśnie z fantastyką. To książka filozoficzna. To książka stawiająca dużo ważnych, egzystencjalnych pytań. To książka nie dająca odpowiedzi na te pytania. To książka skłaniająca do refleksji.
Bohaterem tej powieści jest Stefan Trzyniecki. Młody lekarz, który właśnie przyjechał do rodziny na prowincję. Powód wizyty jest niestety smutny – pogrzeb. Przypadkowe spotkanie Stefana z dawnym kolegą skutkuje tym, że Stefan pozostaje na tejże prowincji dłużej, niż początkowo planował. Znajduje zatrudnienie w miejscowym szpitalu psychiatrycznym.
I, paradoskalnie, ów szpital okazuje się niezłym schronieniem. Przynajmniej do czasu…
A czasy są straszne. Druga Wojna Światowa i niemiecka okupacja. Początkowo ta wojna w powieści jest mało dostrzegalna. Świadczą o niej jedynie urywane skrawki rozmów, urywane skrawki myśli… Złapałam się na tym, że pytałam samą siebie, jak to możliwe, że niemieccy okupanci tolerowali dość prężenie działający szpital psychiatryczny dla Polaków. No cóż… W pewnym momencie Lem rozstrzygnął moje wątpliwości i okazało się, że los zarówno chorych, jak i części personelu był przesądzony.
I tu dochodzimy do sedna. Kto dał nam prawo, aby dzielić ludzi? Na chorych i zdrowych. Na wartościowych i na nic niewartych. Na dobrych i na złych. Na tych, którzy mają prawo do życia i na tych, którym to prawo się odbiera. Kto dał nam prawo decydować o tej klasyfikacji? Kto dał nam prawo decydować za innych? Jest jeszcze inna kwestia. Przecież nikt tak naprawdę nikogo nie zna… nie potrafi przewidzieć pewnych zachowań, pewnych reakcji… Wszak nie znamy nawet sami siebie do końca… Stefan Trzyniecki jest tego dobrym przykładem.
„Szpital Przemienienia” to książka trudna. Przynajmniej dla mnie. To książka wymagająca. Wymagająca skupienia. Wymagająca myślenia. Wymagająca rozważania.
Bohdan Kubicki i Morze dalekie, morze bliskie. Pamiętniki ludzi morza
To zbiór opowiadań ludzi związanych z morzem. Jedni pływali na statkach, inni pracowali w porcie, a jeszcze inni trudnili się rybołówstwem.
Z jakimi problemami stykali się na co dzień? Czy udało im się zrealizować swoje marzenia i plany? Dlaczego swoje życie związali z morzem? Jak wyglądało życie na statku? Jak upływały im długie podróże?
Każde opowiadanie jest pełne emocji. Wszak autorzy mówią o swoim życiu. Każde opowiadanie jest prawdziwe. Wszak to wszystko wydarzyło się naprawdę. Każde opowiadanie jest świadectwem ówczesnych czasów, ówczesnej sytuacji, ówczesnych problemów. A jeden problem powtarzał się niemalże w każdym opowiadaniu. Walka o zamustrowanie. Tak, bezrobocie było plagą i zamustrowanie na dobry statek było światełkiem w tunelu.
Czytając tę publikację uświadomiłam sobie, jak bardzo nie zdawałam sobie sprawy z problemu bezrobocia w dwudziestoleciu międzywojennym. Ludzie ciągnęli na Wybrzeże z różnych stron Polski z nadzieją na dobry zarobek, a tu klops. O zamustrowanie ciężko, a żyć z czegoś trzeba. A jeśli jeszcze ma się rodzinę na utrzymaniu…
Nie do końca zdawałam sobie też sprawę z trudności, z jakimi borykali się pierwsi wykładający w szkołach. Tu akurat mowa o Szkole Morskiej w Tczewie. Inauguracja pierwszego roku szkolnego miała miejsce w grudniu 1920 roku. Niewątpliwie było to wielkie wydarzenie, ale … Nie było podręczników, nie było odpowiednich narzędzi do nauki. Ba! Nie było nawet ustalonej podstawowej terminologii. Co było? Był zapał do nauki (zarówno do jej przekazywania, jak i przyswajania) i była kadra! Kadra dobrze przygotowana, ale kadra niespójna. Bo była to grupa specjalistów z różnych marynarek świata. Nasza marynarka dopiero się tworzyła. A gdy wszystko nabrało rozpędu przyszedł wrzesień 1939 roku, a wraz z nim wojna. A po wojnie… znowu trzeba było zaczynać wszystko od nowa...
Jest jeszcze jeden wątek, który był dla mnie niesamowicie ciekawy. Międzywojenna Gdynia i międzywojenny Gdańsk. Atmosfera tych miast była totalnie odmienna. W skrócie można by powiedzieć tak: polska Gdynia i niemiecki Gdańsk. I niemieckie prowokacje w Gdańsku…
To książka nie tylko o morzu. To książka nie tylko o ludziach morza. Z tej lektury będą zadowoleni nie tylko ci, których interesują tematy marynistyczne, ale także historyczne.
Andrzej Czyżewski i Piękny dwudziestoletni. Biografia Marka Hłaski
Nie ukrywam, że postanowiłam sięgnąć po biografię Marka Hłaski oglądając serial o Osieckiej. W bibliotece znalazłam tę oto publikację Andrzeja Czyżewskiego.
Brałam pod uwagę fakt, że to będzie biografia subiektywna. Wszak autor jest starszym kuzynem Hłaski. Mimo wszystko zaryzykowałam.
Tak, kompromitujących faktów z życia młodego gniewnego nie znajdziemy. Wszystko wytłumaczone, wszystko usprawiedliwione, wszystko „wyczyszczone”. Winny zawsze był ktoś inny. Nawet za alkoholizm Hłaski…
O wartości jego utworów nikt nie musiał mnie przekonywać. Znam je i cenię. Pikantnych szczegółów też nie byłam ciekawa. Jednak czegoś w tej biografii mi zabrakło…
Kto zatem wyłonił się z jej kart? Hłasko – dziecko. Dziecko, któremu wojna odebrała beztroskie dzieciństwo. Dziecko, któremu wojna odebrała poczucie bezpieczeństwa. Dziecko, któremu wojna zabrała pięć bardzo ważnych lat życia.
Hłasko – nastolatek. Nastolatek zbuntowany. Nastolatek nie godzący się z zastaną rzeczywistością. Nastolatek sprawiający kłopoty wychowawcze (zarówno matce i ojczymowi, jak i pedagogom szkolnym). Nastolatek zaborczy, zazdrosny, nieprzystosowany. Nastolatek szukający swojej drogi życiowej.
Piękny dwudziestoletni. A więc dopiął swego. Stypendium Związku Literatów Polskich pozwoliło mu na rzucenie pracy kierowcy i skupieniu się na pisaniu. Swojej szansy nie zmarnował. Swój bunt przelał na papier. Był do bólu szczery… Mimo sukcesu nie potrafił żyć w PRL. A więc emigracja… Czy wyjeżdżając do Paryża w 1958 roku przemknęło mu przez myśl, że do Polski już nie wróci? Że w Polsce będzie uznawany za zdrajcę i wroga? Czy zdawał sobie sprawę, że właśnie rozpoczął się jego los tułacza? Ale Hłasko tułał się nie tylko z kraju do kraju. Tak samo tułał się z ramion jednej kobiety w ramiona drugiej kobiety. Każdą kochał. Każdą inaczej. Każdą tak samo mocno. W Polce też zostawił złamane serce…
Hłasko, mimo sukcesu literackiego również za granicą, nie potrafił ułożyć swojego życia. Miałam wrażenie, że podejmując decyzje świadomie dąży do autodestrukcji. I tej psychicznej, i tej fizycznej. Nie potrafił chyba docenić tego, że mimo wszystko był jak w czepku urodzony. W każdym miejscu otoczony był życzliwymi ludźmi, którzy byli skłonni wyciągnąć do niego pomocną dłoń w każdej chwili. Byli też oczywiście oszuści i szubrawcy, ale na tych potrafił poznać się w miarę szybko i pewnych znajomości nie żałował.
Zawsze za czymś tęsknił. Zawsze przed czymś uciekał. Już na zawsze pozostanie legendą…