wtorek, 30 marca 2021

monika olga szyje #30

Przygotowania do Świąt Wielkanocnych idą pełną parą. I choć bardziej nastawiamy się na przeżycia duchowe nic nie stoi na przeszkodzie, aby udekorować dom, a tym bardziej świąteczny stół. Zatem etui na sztućce już gotowe. Taki drobiazg, a cieszy.

Zastanawiałam się nad materiałem na etui. Początkowo pomyślałam, aby kupić materiał z motywem zbliżających się świąt. Doszłam jednak do wniosku, że postawię na coś bardziej uniwersalnego i wykorzystam to, co już mam (tym samym wpisałam się jeszcze w ideę zero waste). Tkanina, z której uszyłam etui jest dość sztywna, dlatego zrezygnowałam już z flizeliny. Gdyby jednak materiał był miękki warto przy szyciu pomyśleć o usztywniaczu. Wtedy nasze etui będzie się znacznie lepiej prezentowało :)









niedziela, 28 marca 2021

Stulecie Winnych...

Perypetie rodziny Winnych po raz kolejny wciągnęły mnie bez reszty. Najpierw za sprawą książek, teraz za sprawą serialu. I choć serial często odbiega (i to mocno) od swojego książkowego pierwowzoru też potrafi przyciągnąć uwagę. Za nami już pierwsza i druga seria, a trzecia – w trakcie. I to właśnie z trzecią częścią serialu wiążę teraz największe nadzieje. Nadzieje, że będzie o wiele lepsza, niż książka. Nie będę ukrywać, że ostatnia część trylogii „Stulecia Winnych” była najsłabsza (co nie znaczy zła).

O popularności "Stulecia Winnych" może świadczyć to, że w nawiązaniu do trylogii Ałbena Grabowska wydała jeszcze "Notatnik kulinarny", a w nim 70 przepisów oraz "Przysmaki rodziny Winnych. Konfitury, powidła, nalewki i inne przetwory". A w 2018 roku wydała tom czwarty w formie opowiadań, jako uzupełnienie do poprzednich tomów.

Poniżej kilka słów o trylogii opowiadającej o losach pewnych uroczych bliźniaczek urodzonych na podwarszawskiej prowincji…


Tom I. „Stulecie Winnych. Ci, którzy przeżyli”

Gdyby ktoś poprosił mnie, abym jednym słowem określiła tę książkę to miałabym problem. Bez wątpienia jest to książka, którą warto przeczytać. Fabuła jest tak bardzo wciągająca, że nie mogłam się od niej oderwać i w kółko powtarzałam sobie: „jak dobrze, że na jednym tomie się nie skończyło”. Po prostu nie mogłam rozstać się z Winnymi. A jednak miejscami nie mogłam opędzić się od myśli jakże banalnie (naprawdę nie chciałam używać tego słowa, ale innego nie znalazłam) jest napisana. Nie gra mi tu forma z treścią. Treść ciekawa, lecz przedstawiona w dość niewyszukany sposób… Z jednej strony jest to książka, o której mówię, że też mogłabym taką napisać. Z drugiej strony jest to książka, która zaskakuje. Zdumiewającym było np. to, jak autorka raptem z sielskiej narracji w dosadnych słowach opisuje co niektóre wydarzenia. Niezaprzeczalnie fenomenalnym pomysłem jest włącznie do fabuły rzeczywistych faktów. I nie mówię tu tylko o faktach historycznych, ale również o realnych przedstawicielach polskiego świata przemysłu, pedagogiki i literatury.

Anna i Maria Winne. Bliźniaczki urodzone w przededniu I wojny światowej. Ania ze swoimi mistycznymi i nadprzyrodzonymi zdolnościami niejako zapowiedziała nadejście wojennej zawieruchy do ich rodzinnej miejscowości. Jeszcze nie raz miała przepowiedzieć przyszłość. Towarzyszymy bliźniaczkom od ich narodzin tej pechowej nocy (podczas porodu umiera ich matka), aż do dwudziestego piątego roku życia, kiedy to wybucha II wojna światowa. Przez ten czas poznajemy ich ojca (Stanisław), braci (Tadeusz i Wacław), babcię i dziadka (Bronisława i Antoni) oraz cały ród Winnych. Każdy inny, każdy ze swoimi tajemnicami, każdy ze swoimi zmorami z przeszłości, każdy ze swoimi wyrzutami sumienia, każdy ze swoją nadzieją na przyszłość, każdy ze swoim pragnieniem miłości.

Jedna wojna dobiega końca. Nastaje dwudziestolecie międzywojenne. Wspaniały czas! Mimo biedy, jaką pozostawiła po sobie wojna i wcześniejsze zabory ludzie cieszą się wolnością i niepodległością. W końcu można zacząć spokojnie i normalnie żyć, zabrać się za pracę, odbudować zniszczenia, zatroszczyć się o przyszłość. Koniec wojny. Koniec głodu. Koniec strachu o jutrzejszy dzień. Niestety nie koniec śmierci. Hiszpanka dziesiątkuje mieszkańców polskich miast, miasteczek i wsi. Choroba uderza przede wszystkim w młodych. Ania i Mania znowu mogą mówić o szczęściu. I hiszpankę przetrzymały.

Zdaje się, że dobra passa nie opuszcza dziewczynek. Ania, dzięki sympatii, którą obdarzył ją Stanisław Lilpop, otrzymała przepustkę do lepszego świata. Dzięki swojemu dobroczyńczy jako pierwsza z Winnych miała okazję wyjechać do Warszawy by zdobywać wykształcenie. Skorzystała na tym i Mania, która wraz z siostrą została wysłana na nauki do stolicy. Ania, ambitna i z jasno określonym celem, dużo mądrzejsza, bardziej wrażliwa i ładniejsza od siostry cały czas pozostawała w jej cieniu. Mania przyciągała do siebie ludzi swoją pewnością siebie, głośnym śmiechem i otwartością. Jedną cechę miały wspólną, determinację. Nie mogłam pogodzić się z tym, że Ania odsunęła na boczny tor Pawła. Mogła być z nimi taka szczęśliwa. Tymczasem serce cierpiało podwójnie …

Jak już pisałam w powieści znajdziemy rzeczywiste postaci. Jedną z nich był Stanisław Lilpop, przemysłowiec, współzałożyciel Podkowy Leśnej, filantrop, ojciec Anny Iwaszkiewiczowej. Z książki możemy wyczytać, że teść Jarosława Iwaszkiewicza delikatnie mówiąc nie był zadowolony z wyboru córki. Gdyby nie zerwała zaręczyn z księciem Krzysztofem Radziwiłłem jej życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Cóż takiego mógł jej zaoferować ten skromny, początkujący literat? Autorka nie pomija i kontrowersyjnego wątku homoseksualizmu Iwaszkiewicza. Nasza bohaterka, Anna Winna, była świadkiem dość dwuznacznej sytuacji, która miała miejsce w Stawisku, a która dla czytelnika nie pozostawia wątpliwości co do skłonności Iwaszkiewicza.

W historię rodziny Winnych wplecionych jest mnóstwo wydarzeń historycznych, które nadają powieści szczególnego charakteru. Tom pierwszy kończy się na początku II wojny światowej. Pierwsze dni nowej wojny i pierwsze rozstrzelania…


Tom II. „Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli”

Drugi tom sagi to opis kolejnych dwudziestu sześciu lat rodziny Winnych. Tym razem obserwujemy ich losy od 1942 roku z krótkim nawiązaniem do roku 1939, aż do demonstracji studenckiej w 1968 roku. I to właśnie ostatnie zajście, które miało miejsce w styczniu 1968 roku i które tak boleśnie zaważyło na życiu Ewy ogromnie mną wstrząsnęło. To, co spotkało Ewę tak bardzo mnie poruszyło, że na dalszy plan zostały zepchnięte równie drastyczne wydarzenia z czasów okupacji czy z pierwszych lat powojennych.

Tak jak i w pierwszym tomie główną bohaterką jest Ania. Ta Ania, która zawsze była wrażliwa, spokojna, z głową pełną marzeń … Ta Ania, która długo nie mogła pogodzić się z małżeństwem Pawła z Manią … Ta Ania, dla której rodzina i Brwinów były całym światem … Właśnie ta Ania została żoną początkującego poety z Krakowa, Kazimierza. Gdyby nie wojna z pewnością nie oddałaby mu swego serca i nie związała się z nim. Gdyby nie wojna nie przekonałaby się jakim egoistą, tchórzem i chamem jest jej mąż. Gdyby nie małżeństwo z Kazimierzem nie wyprowadziłaby się do Warszawy. Wydaje się niepojętym, jak w takich czasach można było dobrowolnie przenieść się do stolicy ogarniętej hitlerowskim terrorem. Oczywiście w czasie wojny nie było bezpiecznego miejsca na polskiej ziemi, ale trzymając się na uboczu można było mieć więcej szans na przetrwanie. Okupacja, terror, strach o własne życie i życie swoich najbliższych, niepewność jutra, głód, brud, łapanki, getto, lęk, który stał się codziennością i te wieczne wątpliwości, komu można zaufać, a kogo się wystrzegać.

Mimo strasznej rzeczywistości trzeba było funkcjonować, pracować, przetrwać i przede wszystkim być człowiekiem. Ania potrafiła schować dumę do kieszeni i mimo tego, że marzyła tak jak wszyscy o zupełnie innym życiu zakasała rękawy i zabrała się do pracy. Inteligencja i spryt niewątpliwie były dla niej ułatwieniem. I co najważniejsze, pozostała człowiekiem. W książce zostało to pięknie pokazane w wątku dotyczącym Róży. Ania nie bacząc na przeszłość, ani na konsekwencje swojego postępowania pomaga Żydówce. W krytycznej sytuacji potrafiła skutecznie działać i błyskawicznie podejmować decyzje. Do Brwinowa wróciła ze swoją córką, Ewą. Dopiero po latach przeszłość miała znów o przypomnieć o sobie. Może gdyby Ania posłuchała Broni i sama wytłumaczyła swojej córce, dlaczego Michał nie jest jej ojcem, dlaczego wcześniej miała na imię Chawa, dlaczego na uczelni syczą za nią Żydóweczka, dlaczego rodzice nie wspominają jej narodzin, jej pierwszych kroków, pierwszego słowa? Skąd w niej silne powołanie, aby skończyć medycynę i specjalizować się w pediatrii? Zupełnie jak całe pokolenie Freilichów… I jak to w życiu bywa, ziarenko niepokoju raz zasiane w sercu Ewy kiełkuje i kiełkuje. W końcu wystarczyło jedno nieprawdopodobne i przypadkowe spotkanie z obcym człowiekiem, który bredził coś o córeczce Ewuni… o swojej żonie Ani… o tym, że to wszystko przez niego … ale przecież dziecko wyciągnięte z getta to dla wszystkich pewna śmierć … I dlaczego ten obcy człowiek miał w portfelu zdjęcie Ewy i jej matki, Ani? Ewa jak najszybciej chciała wszystko wyjaśnić i pędziła na pociąg do Brwinowa. To nic, że w Warszawie demonstracja studentów. To nic, że na ulicach nie było nikogo oprócz milicji. Gdyby zatrzymała się na wezwanie i wytłumaczyła, że ona nie jest studentką i nie ma nic wspólnego z manifestacją. Długo zostały ze mną powtarzane w kółko pytania jej współaresztanta: „To czemu biegłaś? To czemu uciekałaś?”

W powieści autorka przedstawiła wiele wątków. Zgrabnie wplotła losy bohaterów w historię Polski. Na przykładzie zarówno znanych nam już bohaterów, jak i tych nowych poruszyła wiele ważnych i trudnych spraw, które są częścią przeszłości Polaków. Pokazała okrucieństwo okupacji. Poruszyła kwestię getta, powstania w getcie, powstania warszawskiego, obozów koncentracyjnych, w tym eksperymentów medycznych przeprowadzanych na kobietach w Ravensbruck. Odtworzyła życie w ciężkich czasach powojennych, kiedy skończyła się okupacja hitlerowska, a zaczęło się polowanie na wrogów ludu i zaczęło się rozliczanie ludzi z tego, jak się zachowywali i co robili w czasie wojny. Nie zapomniała o tych, którzy walczyli na dalekich frontach i po zakończeniu wojny nie wrócili do kraju. Zaznaczyła, że w jednej rodzinie może być i ubek, i były powstaniec. Zwróciła uwagę, że do partii zapisywali się nie tylko ludzie ogarnięci ideą socjalistyczną, ale jej szeregi zasilali także ci, którzy po prostu chcieli żyć normalnie na tyle, na ile pozwalała im nowa rzeczywistość. Wojnę i walkę chcieli zostawić za sobą, a książeczka partyjna pozwala na spokojniejsze życie.

Na końcu chciałabym jeszcze podkreślić coś, co mnie uderzyło, a co w pierwszym tomie nie zapadło mi w sercu. Siła rodziny! Jak to dobrze być częścią dużej i silnej rodziny. Z takim wsparciem łatwiej przetrwać liczne przeciwności.

W drugim tomie również zaskoczyła mnie Bronia. Ta babunia, która w trudnych sytuacjach potrafiła opanowanym głosem uderzyć w strategiczny punkt. Siła jej słów uchroniła Anię przed rozstrzelaniem. Co takiego powiedziała ta starowinka? Otóż przypomniała pewnemu bezwzględnemu gówniarzowi, który myślał, że jest panem sytuacji kim jest tak naprawdę i gdzie jego miejsce. Dla niej nie był ważną personą, którą trzeba błagać o litość. Dla niej był chłystkiem, którego należy przywołać do porządku ostrym tonem.


Tom III. „Stulecie Winnych. Ci, którzy wierzyli”

Trzeci tom o klanie Winnych obejmuje lata 1971 – 2014. Tak jak w poprzednich częściach przedstawiciele rodziny Winnych mniej lub bardziej aktywnie uczestniczą we wszystkich istotnych wydarzeniach składających się na historię Polski. Tym razem akcja również wychodzi poza granice naszego kraju. Dzieje się tak za sprawą Jaśka i Łucji, którzy swoje powojenne życie związali ze Stanami Zjednoczonymi oraz za sprawą Tadeusza, który założył rodzinę i osiadł we Francji.

Trzeci tom to także pożegnanie najstarszych członków rodziny. Odchodzi Stanisław, Wandzia, Michał, Ryszard, Mania, Paweł i … Ania.

W tej sztafecie życia pałeczki przeszły w ręce młodszego pokolenia. Tom trzeci należy do kolejnych w rodzinie bliźniaczek – Uli i Julii, córek Basi, która z kolei jest córką Mani. I tak od ich narodzin w 1971 roku towarzyszymy im aż do czasów współczesnych. Świat nieustannie się zmieniał. Wraz z nowymi czasami przychodziły nowe porządki. Byliśmy świadkami czasów, kiedy półki sklepowe świeciły pustkami. Dosłownie niczego nie było, a jak już coś miało się pojawić trzeba było godzinami stać w kolejce. Razem z Michele (córką Tadeusza) i jej mężem Januszem przenieśliśmy się na Wybrzeże, aby razem z robotnikami solidarnie walczyć o wolny kraj. Razem z Michałem przemieszczaliśmy się po ulicach pamiętnego grudnia 1981 roku, kiedy zdezorientowani ludzie nie wiedzieli dlaczego nie działają telefony… Dlaczego na ulicach są czołgi? Dlaczego wprowadzono stan wojenny i na jak długo? Te pytania zadajemy sobie razem z Winnymi. Wcześniej, w wyniku nagonki antysemickiej żegnaliśmy Ewę (przybraną córkę Ani), która postanowiła wyjechać wraz z innymi do Izraela. Tak silne było w niej pragnienie odnalezienia własnej tożsamości, że nie zauważyła, jak bardzo rani przy tym najbliższych. Ale Ania czuła, że Ewa do niej wróci….

Najwięcej miejsca poświęcono sprawie mafii, która w latach 90-tych zawładnęła Pruszkowem i Wołominem. Dlaczego temat mafii pruszkowskiej stał się tematem dominującym w książce? Stało się tak przez Jeremiego, który był żołnierzem mafii i który był … szalenie zakochany w Julii.

Nowe czasy, nowe realia, nowe problemy. Świat zrobił olbrzymi krok do przodu, ale niezależnie od kierunku, w którym on zmierza niezmiennie najważniejszą wartością powinna pozostać rodzina. Autorka świetnie pokazała, że siła i wsparcie licznej, wielopokoleniowej rodziny pozwala szybko odnaleźć się w każdej sytuacji i jest w stanie pokonać wszelkie trudności. Kiedy już kraj był wolny i demokracja rozpanoszyła się w każdej sferze życia okazało się, że na ludzi czyhają nowe niebezpieczeństwa. Chociażby wyniszczająca organizm anoreksja. Długo Winne nie mogły sobie darować, że na czas nie zauważyły, że coś niepokojącego dzieje się z Janiną (córka Małgorzaty, która była córką Kasi). Inną wyniszczająca chorobą, o której postanowiła opowiedzieć autorka to alkoholizm. Choroba, która może dotknąć każdego. Pojawia się także w tak zwanych dobrych domach i dotyka również ludzi sukcesu. Nie jest łatwo walczyć z tego typu uzależnieniem, ale przy zaangażowaniu najbliższych Kasia odniosła zwycięstwo nad własną słabością.

Wreszcie na kartach powieści znajdziemy wyznaczniki obyczajowe charakteryzujące opisywane czasy. Nie mogło zabraknąć np. nawiązania do seriali takich jak „Dynastia” czy „Miasteczko Twin Peaks”, które stały się swoistym symbolem lat 80-tych i 90-tych.

Przez te trzy tomy zdążyłam zżyć się z Winnymi. Tym bardzie się cieszę, że pod koniec książki autorka zasugerowała, że w drodze są już kolejne bliźniaczki, również dziewczynki.

Czytaliście tę trylogię? Oglądacie serial?





piątek, 26 marca 2021

monika olga szyje #29

Kolejna spódnica midi zagościła w mojej szafie. Myślę, że będzie dobra na wczesnowiosenną bieganinę po mieście. Spódnica jest uszyta z nieco grubszego materiału, więc tym bardziej będzie odpowiednia na przejściową pogodę. Dobrze komponuje się ze swetrami, lżejszymi kurtkami i balerinkami. Będzie dobrze wyglądać zarówno w wersji sportowej, jak i w wersji miejskiej. Jak zawsze wiele zależy od dodatków.

W zestawieniu z wiosenną sportową kurtką.


Szarości...

Mój ulubiony zestaw mijającego tygodnia.

I komplet biżuterii.




środa, 24 marca 2021

Wczesnowiosenny spacer poznańskimi ulicami

Trochę wymuszony był ten spacer, a raczej wyjazd... Do Poznania pojechałam w konkretnym celu, a po załatwieniu wszystkich spraw nie odmówiłam sobie przechadzki. Ładna i słoneczna pogoda zachęcała wręcz do spacerowania. Tym bardziej, że do pociągu powrotnego miałam jeszcze trochę czasu...

















poniedziałek, 22 marca 2021

Kulinarnie #26

Nic tak nie cieszy jak spotkania z przyjaciółmi. Nie ukrywam, że w przypadku takich spotkań preferuję kameralność. Dlaczego? Taka kameralność sprzyja szczerym (nie zawsze łatwym) rozmowom. Taka kameralność pozwala w 100% skupić się na sobie nawzajem. Taka kameralność pozwala budować i wzmacniać relacje. 

Z uwagi na obecną sytuację nie mamy możliwości spotykania się w kawiarni czy restauracji. Zostają nasze mieszkania czy domy. A jak dom to warto przygotować niewymagające, aczkolwiek smaczne przekąski. Menu z ostatniego takiego spotkania prezentuje się następująco... Jak zawsze stawiam głównie na owoce, warzywa i sery. Jest coś na ciepło, jest coś na zimno, jest coś na słono, jest coś na słodko. Słowem: dla każdego coś dobrego :)

Zapiekanka ziemniaczana z serem i pieczarkami.


Sałata rzymska mini, ciemne winogrona, kozi ser, płatki migdałowe. Całość skropiona oliwą i przyprawiona odrobiną pieprzu.

Sałata rzymska mini i pomidorki koktajlowe w pesto.

Zielone oliwki, pomidorki koktajlowe oraz pita z pastą z twarogu, tuńczyka i natki pietruszki.


Moi ulubieńcy: gruszka, sery, ciemne winogrona.



piątek, 19 marca 2021

Kino #18

Dziś będzie o filmie, który można było obejrzeć w ramach zeszłorocznego festiwalu Docs Against Gravity. A zatem film dokumentalny polsko-niemiecko-szwajcarski w reżyserii Elizy Kubarskiej.


„Ściana cieni”, bo o tym filmie mowa, to gratka dla fanów filmów o tematyce górskiej. Ale to nie tylko dokument o wyprawie wysokogórskiej, to film też (a może przede wszystkim) o tych, którzy podczas takich wypraw pozostają w cieniu, a bez których tychże ekspedycji nie sposób przeprowadzić. Bo to oni, Szerpowie, odpowiadają za to, aby przygotować obóz. Obóz, w którym himalaiści mają całe zaplecze gospodarczo-logistyczne. I tak bardzo uderza kontrast między himalaistami a Szerpami…

Film rozpoczyna się bardzo spokojnie. Obserwujemy proste i zwykłe życie pewnej rodziny, żyjącej wysoko w górach. Ich osada znajduje się u podnóża świętej góry Szerpów, którą jest Kumbhakarna (Jannu). To siedmiotysięcznik (7710 m n.p.m.), z którym związana jest pewna legenda, a legendę tę poznajemy w trakcie całego filmu. Ta legenda odkrywana jest przed nami kawałek po kawałku. I w trakcie jej stopniowego odkrywania pojawiła się refleksja. Gorzka refleksja… To święta góra Szerpów. Góra, której nie należy znieważać swoją zuchwałością i bezceremonialnością. Przecież to nie człowiek tu rządzi, a ona – góra. I trzeba być wobec niej pokornym. A gdy zostają przekroczone granice między sacrum i profanum….

Dylemat. Z jednej strony rodzina Szerpów, z drugiej strony europejscy himalaiści. Z jednej strony święta góra, z drugiej strony możliwość zarobienia niemałych pieniędzy. Pieniędzy, które akurat są potrzebne na studia dla dorastającego syna. W przeciwnym razie nie pozostanie mu nic innego, jak kontynuować los swojego ojca i być Szerpem, na co nie zgadza się matka. Ale ta sama matka, w imię przyszłości dziecka, postanawia razem z nimi wziąć udział w tej ekspedycji. Wszak zarobek będzie większy, jeśli cała rodzina będzie zaangażowana. Jest jeszcze bezduszna agencja…

I jest chęć zdobycia tej góry przez trzech himalaistów. Polak (Marcin Tomaszewski) i Rosjanie (Sergiej Nilow i Dmitrij Gołowczenka) podejmują tę próbę. Tak, ich celem jest zdobycie Kumbhakarny. Czy uda im się osiągnąć zaplanowany cel? Jak potoczą się losy wyprawy? Czy Nada i jego rodzina także osiągną swój cel?

„Ściana cieni” to film zdecydowanie warty uwagi. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Nie mówiąc już o zapierających dech w piersiach zdjęciach.

Na zakończenie chciałabym jeszcze raz zwrócić uwagę na tych, którzy pozostają w cieniu wielkich sukcesów. Jednym z bohaterów tego filmu jest Nada. Szerp utrzymujący rodzinę z udziału w wyprawach wysokogórskich. To człowiek, który może pochwalić się niemałymi osiągnięciami. Dziewięć razy był na Evereście. Dwa razy był na Kanczendzondze. Uczestniczył jeszcze w kilku innych ekstremalnych i ryzykownych ekspedycjach. A jego osobisty ekwipunek był znacznie skromniejszy, niż zagranicznych himalaistów... A gdy padło już słowo ryzyko. Ryzyko - gotowi na nie byli co niektórzy zagraniczni himalaiści. Ryzyko - nie wszyscy Szerpowie chcieli je ponosić. Wszak mieli do wyżywienia rodziny...



środa, 17 marca 2021

monika olga szyje #28

Tę sukienkę uszyłam jakiś czas temu i bardzo ją lubię, choć kilka niedoskonałości posiada. Przymykam na to oko, ponieważ była to pierwsza sukienka z tego wykroju, jaką uszyłam. Bez modyfikacji jak zawsze się nie obeszło...

Za każdym razem, gdy mam na sobie tę sukienkę mój mąż się śmieje i pyta, czy znowu wybieram się na bal leśników :)

A ja lubię ten trochę militarny look. I to jest mój militarny look w kobiecym wydaniu. To tego moja ulubiona kurtka pilotka i mogę ruszać w świat. Dziś mam na sobie baleriny, bo wiosna tuż tuż, ale z czarnymi oficerkami ta suknia też wygląda świetnie. A pod sukienką... halka.

Dość długo szukałam odpowiednich halek pod sukienki. Wszak nie wszystkie sukienki mają podszewkę. A dzięki halce sukienka bardzo ładnie się układa i generalnie czuję się wtedy bardziej komfortowo. A gdy już takie znalazłam zaopatrzyłam się w kilka sztuk w czerni, bieli i beżu.







Dzisiejsze dodatki.


W końcu znalazłam halkę idealną.

Dziś postawiłam na złoto...


Maseczka obowiązkowa.

Detale.